poniedziałek, 27 stycznia 2014

Zima zla

Okropny koszmar... Zla zima calkowicie zniszczyla moj plan. W mojej okolicy wszystko jest tak oblodzone ze ledwo da sie chodzic a co dopiero biegac. Zaliczylam juz lekkie skrecenie kostki...

Do tego wszystkiego przy tak minusowych temperaturach mecza mnie zatoki i zamarza mi nos ;)

Mam nadzieje ze zima ustapi bo bieganie po 5-10 minut co mniej minusowy dzien raczej postepowe nie jest... A plan czeka ;)

środa, 15 stycznia 2014

60 w 60 - dzien 11 - zostalo 49

6.79 km/h
8:50 min/km
Czas 27:43 min
Dystans 3:14 km

Sniezek ;)
Balam sie ze zanim pojde biegac to ze sniegu zostanie chlapa... Buty wyschly ale oczywiscie znowu sa mokre - tym razem dzieki sniegowi chociaz sa czyste.

Biegalam dzisiaj duza czesc asfaltem, taka dziwna trase obralam, spodziewalam sie w tym parku wiecej sciezek i skrawkow trawy - nawet tej przykrytej sniegiem. Kolano sie nie odezwalo, stopy nie dretwialy, wiec chyba to nowe wiazanie butow jest dobre, zreszta znalazlam je chyba na jakiejs stronie biegowej.

Jutro przerwa a potem juz 30 minut... Troche sie stresuje czy dam rade, niby tylko 2,5 minuty wiecej ale jednak ta trzydziestka to taki magiczny BUM... No nic, trzeba miec nadzieje.

Mialam obawy czy bieganie po tym parku bedzie aby na pewno bezpieczne po ciemku o tej porze roku w godziach wieczornych ale jednak co kilkadziesiat metrow mija sie jakas biegajaca osobe wiec wyglada na to, ze nie ma sie czego obawiac. Licze na to, ze swoj swojemu w razie co pomoze ;)

Po sniegu biega sie calkiem przyjemnie (biegalam pierwszy raz) jest to wedlug mnie cos miedzy trawnikiem a piaskiem :D

wtorek, 14 stycznia 2014

60 w 60 - dzien 10 - zostalo 50

6.56 km/h
9:09 min/km
Czas 27:44 min
Dystans 3:04 km

Kolano chyba ustapilo. Zaatakowalam je konska mascia i widac pomoglo bo bol sie nie rozwinal. Takze - najlepsza obrona jest atak. Troche pobolewa ale bardzo slabo... Mam nadzieje, ze to nie cisza przed burza.

Dzisiaj dopadl mnie gradodeszcz wiec buty mialam jakby dopiero co zaczely zabiegi blotne w spa... Calutkie a nawet skarpetki... Gdybym te skarpety zostawila do jutra to mur-beton stalyby jak w tym slynnym dowcipie ;)

Udalo mi sie podniesc czas o kolejne 2,5 minuty bez jakiegos specjalnego problemu chociaz gdzies na drugim kilometrze standardowo mialam lekki kryzys. Jak na razie idzie dobrze. Boje sie tylko, ze faktycznie to planowane 60 przeciagnie sie do liczby X przez te wszystkie przerwy przymusowe. Musze koniecznie jakos usystematyzowac (nie jestem pewna czy to slowo istnieje;) moje treningi.

Nie pamietam czy wspominalam o dretwieniu stop ale zmienilam sposob wiazania na taki jak na obrazku. Jest zdecydowanie lepiej, nie jest ciasno ale tez noga w bucie nie lata i o niebo lepiej jest z dostosowaniem ucisku sznurowadla w wybranym miejscu. Poluzowanie w wybranej patrii zupelnie nie koliduje z utrzymaniem buta.

Mam nadzieje ze paputy do jutra wyschna aczkolwiek ze schnieciem rzeczy zima bywa u mnie roznie...

piątek, 10 stycznia 2014

60 w 60 - dzien 8 - zostalo 52

6:80 km/h
8:49 min/km
Czas 25:04 min
Dystans 2:84 km

Takze gdyby wszystko bylo po mojej mysli i nic sie nie komplikowalo prawdopodobnie oznaczaloby to ze nie zyje i jestem w niebie.

Bieglo mi sie super, pomimo dosc uciazliwego wiatru szlo calkiem lekko i swobodnie. Tylko ze w polowie drogi poczulam impuls nadchodzacego zla... Tak - odezwalo sie kolano. Ale gdzie tam, nie z gratulacjami tylko ze szczera pretensja.

Nie dam sie tak latwo zwlaszcza ze juz poszlam kolanu na reke i biegam po trawie ktora jakby sie przypatrzec ani wygodna, ani przyjemna, ze o czystosci nie wspomne. Zakladam ze moze to byc troche moja wina bo wczoraj prawie zostawilam kolano na drabine ale nie bylo to jakies silne uderzenie zeby tak od razu sie odgrywac.

Nic, tym razem nie dam sie nabic w butelke. Jak tylko dalo sygnal, tak potraktowalam je rozgrzewajaca mascia konska - jutro przerwa, takze w sam raz troche je pomecze, zeby odechcialo mu sie wybrykow. Mysle ze z piec razy jutro posmaruje, moze przejdzie - wszak wiadomo, ze ta masc cuda czyni.

Moze po dlugotrwalej kuracji bede miala nozki silne jak u konika (byle nie takie owlosione) ;)

czwartek, 9 stycznia 2014

60 w 60 - dzien 7 - zostalo 53

7:02 km/h
8:33 min/km
Czas 25:10 min
Dystans 2:94 km

Ooooo boze... Dalam rade - jupi ;)
Tak jak przewidzialam katar dal mi sie we znaki, do tego maksymalnie szybko zaschlo mi w gardle. Na szczescie przeziebienie poszlo (prawie) w zapomnienie, pozostawiajac po sobie tylko resztke drapania w gardle i kataru - ktory mieszajac sie z moim kochanym alergicznym dal mi do wiwatu.

Zauwazylam tez, ze zaczyna sie robic zdecydowanie za cieplo na moje dwie warstwy - chociaz dziwi mnie pogoda przy ktorej w 10°C bez wiatru jest mi zimno a nastepnego dnia rowniez w 10°C ale z wiatrem jest mi goraco jak w saunie - w tym samym zestawie ubran i przy zblizonym tempie.

Dzis prawie sie ugotowalam.

Mialam male wahanie na drugim kilometrze ale dzielnie parlam do przodu i doczlapalam do mety. Na ostatnim odcinku mialam wrazenie, ze moj organizm przestal produkowac sline ale na szczescie kiedy dalam do pieca w ostatnich trzech minutach jakos mu wrocila litosc.

Cos mi sie tez wydaje ze to 60 w 60 zamieni sie w 60 w 60 aka w 100 ;) oby te nieplanowane przerwy w koncu daly mi spokoj. No ale coz - to jest wlasnie powazny minus planu - jak nie idzie zgodnie z planem to czy nadal planem pozostaje? Pytanie zmeczeniowe :))

No a na koniec zwyciezki litr wody poooooszedl jak "zy szlaufa na grzundke" - jak to mawiala prababcia - cud ze sie w nim nie utopilam ale tak pic to mi sie juz dawno nie chcialo. Buntownicze slinianki ;)

A zapomnialabym, jakas godzine przed bieganiem zjadlam pol kubka galaretki - nie polecam nawet tego, dwie godziny odstepu od jakiegokolwiek jedzenia to chyba minumum... Kolka chciala mnie usilnie zlapac ale udalo mi sie jej uciec.

środa, 8 stycznia 2014

Zimowe przeziebienie bez zimy

Jestem baaardzo zla... 10°C na dworze a ja sobie kisne w domu i lecze przeziebienie...

Drapanie w gardle i wzmozone odczucie zimna jeszcze bym przezyla - ale ten katar... Po 5 minutach biegu nie moglabym pewnie oddychac.

Mam chociaz nadzieje ze moj organizm jest na tyle madry, ze ta przerwe spozytkuje na regeneracje i kumulacje sil a nie wywinie mi numeru ze spadkiem kondycji.

No nic, jutro juz powinnam isc takze bedzie 25 minut ;)

piątek, 3 stycznia 2014

60 w 60 - dzien 5 - zostalo 55

7:35 km/h
8:10 min/km
Czas 22:34 min
Dystans 2:77 km

Niby 5°C na dworze a jednak jak wyszlam bylo mi koszmarnie zimno. Bieglam znowu trawa kolo drogi rowerowej do konca i spowrotem a na koncu jeszcze troche osiedlem. Calkiem ciekawa trasa, o dziwo nie taka nudna - dosc duzo sie dzieje. Po drodze sa trzy przystanki autobusowe a dzis przy kazdym stala policja i w najlepsze spisywala piatkowych imprezowiczow ;)

Mila niespodzianka bylo to ze nie bolaly mnie stopy, zawiazalam ciut lzej buty ale i tak nie do konca jestem przekonana ze to byla ich wina. Dzisiaj wydawalo mi sie, ze biegne wolniej niz wczoraj a jednak okazalo sie ze w tym samym czasie przebieglam wiekszy dystans.

Probuje zglebic wiedze na temat tego dlaczego w 3/4 trasy zaczyna brakowac mi sily a w 3,5/4 juz moglabym biec dalej i dalej... Ale to wiedza chyba tylko kosmici.

Jeszcze jakis czas temu myslalam ze piec kilometrow przebiegne dopiero za piec lat ale dzisiaj widze ze moze to nadejsc duzo duzo szybciej :)) do tego obawialam sie, ze czlapiac takim tempem taki dystans przebieglabym w trzy godziny a tu wychodzi na to, ze moze godzina mi wystarczy.

Motywacja jest - a jutro wolne :(